Kiedy na chodniku stoi zaparkowana 911 Turbo bądź Corvette, zwróci na nie uwagę co trzeci przychodzień. Gdy zaparkujemy w rzędzie samochodów przy ulicy Ferrari F430, co druga osoba zwróci na nie uwagę, a jedna na siedem zrobi zdjęcie telefonem. W takim razie jakie auto trzeba mieć, żeby KAŻDY zwrócił uwagę na nasz samochód, a wokół zaroiło się od rozbitych aut ludzi, którzy zagapili się na nasze cudo? Spieszę z odpowiedzią – Lamborghini Muriélago.
PIERWSZY STOPIEŃ DO PIEKŁA
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma... No w każdym razie bardzo daleko na południe – w słonecznych Włoszech i może nie aż tak dawno, bo w 1966 roku rozpoczęła się produkcja pierwszego Lamborghini z centralnie umieszczoną jednostką V12 – Miury. Ponieważ samochód okazał się strzałem w dziesiątkę, pojawił się jego następca – Countach, a po nim Diablo, aż w 2001 roku na ulice wyjechało Murciélago. Pierwszy rzut oka na zdjęcia – kształt świateł, ogromne końcówki układu wydechowego, ostre linie, całość sprawia, że... nie chcę więcej oglądać tego samochodu. W konkursie na najbardziej wulgarną i nachalną stylistykę to Lambo zostawia daleko w tyle nawet Mercedesa SLR McLaren. Całość wygląda jakby była projektowana w amoku. Wszystko jest ostre, duże, a podnoszone wloty powietrza do silnika wyglądają jak rogi. Jeśli szatan jeździ samochodem, to właśnie Murciélago. Czymś bardziej z piekła rodem byłby chyba tylko jakiś ekologiczny diesel o pojemności słoika po dżemie (to było ostatnie zdanie w tym artykule, zawierający ciąg liter „eko", ponieważ w 2008 roku Murcié zostało najmniej ekonomicznym samochodem roku według EPA, spalając ~32l benzyny na 100km w mieście).
Skoro ten samochód jest tak paskudny, skąd taki, a nie inny wstęp? Cóż, w 2006 roku w Genewie, Lamborghini pokazało odmianę LP640. Wersja ta nie tylko była znacznie lepsza pod względem technicznym od wcześniejszej, ale była też ładniejsza. 3 lata później, zobaczyłem go na żywo. I odjęło mi mowę. Wszystko, co na zdjęciach wydaje się paskudne, w rzeczywistości okazuje się piekielnie dobre. Całość faktycznie jest dosyć grubo ciosana, ale mimo to widać w tym finezję. Nie zmienię zdania i dalej będę twierdzić, że Murciélago wygląda jak z piekła rodem, ale skłamie ktoś, kto uparcie będzie twierdził, że to nie może się podobać.
CORSO DI LINGUA
Lamborghini nazwy swoich modeli czerpie od imion najwaleczniejszych byków, jakie widziały korridy. Nie inaczej jest w tym przypadku – Murciélago był bykiem, który zniósł w 1879 roku 28 ciosów miecza Rafaela Moliny Sáncheza. Tłum domagał się darowania życia rogatemu wojownikowi. Ocalony byk został darowany Don Antonio Miurze. Imię to oznacza w języku hiszpańskim nietoperza. Nazwa ta jest często wymawiana niepoprawnie – w formie zamerykanizowanej (tak samo w przypadku nazwy marki – w uproszczeniu mówiąc, powinno się czytać „lamborgini”). Producent używa wymowy odpowiadającej dialektom z południa Hiszpanii – „mursjelago”.
Jak już wspominałem, w 2006 roku pojawiła się odmiana LP640. Oznaczenie to mówi, że mamy do czynienia z jednostką 640-konną umieszczoną z tyłu, wzdłużnie (Longitudinale Posteriore).
Ostatnia odmiana „Nietoperza” nosi przydomek Super Veloce (podobne serie pojawiały się również wśród poprzedników Murciélago) i oznacza superszybki.
WIĘCEJ
Wymieniłem już wersję podstawową, 640-konną i superszybką. Pojawiły się również odmiany Versace, 40th Anniversary Edition (na 40. rocznicę istnienia marki), oraz naturalnie wersje ze zdejmowanym dachem. Na szczególną uwagę zasługują dwa modele, którym Murciélago posłużyło jako baza – Miura i Reventon. Obydwie te maszyny są swoim całkowitym przeciwieństwem. Miura – współczesna wersja klasycznego Lambo – piękna sylwetka, definicja sportowego samochodu, wysmakowane linie. Reventon – właściwy następca Countacha. Odważną i nowoczesną stylistyką wyprzedza swoją epokę (napisałbym nawet, że wyprzedza epokę, w której by się znalazł wyprzedzając tę swoją, gdyby tylko miało to chociaż odrobinę sensu). Niestety tylko jeden z nich doczekał się produkcji. Reventon wypuszczony został w ilości dwudziestu sztuk, Miura natomiast pozostała samochodem koncepcyjnym, ponieważ jak twierdzi Stefan Winkelmann – Lamborghini patrzy w przyszłość i projekty w stylu retro nie odpowiadają wizerunkowi marki.
UMARŁ KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL
5 listopada 2010 z linii montażowej zjechał ostatni egzemplarz Murciélago. Samochód miał numer 4099, była to odmiana Super Veloce. Ta wyjątkowa maszyna w kolorze Arancio Atlas powędrowała do Szwajcarii. Teraz pozostaje czekać na następcę, który wedle wstępnych spekulacji miał nosić nazwę Jota, lecz jak teraz wiadomo, będzie to prawdopodobnie LP700-4 i możemy go oczekiwać już na najbliższym salonie w Genewie. Co ciekawe w dniach 3-7 lipca 2011, możliwe, że będziemy mogli oglądać w Polsce najnowsze Lamborghini z centralnie umieszczonym V12. Jeden z uczestników Gran Turismo Polonia zgłosił na listę startową właśnie model LP700-4.
Tym czasem chcących przypomnieć sobie jak wyglądała bestia z Sant'Agata Bolognese zapraszam do obejrzenia moich zdjęć Lamborghini Murciélago LP640.
Oooo, LP640 które też udało mi się przyfocic ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia jak i tekst :)
Pozdrawiam
Bardzo fajnie to opisujesz :) Pozdrawiam i życzę powodzenia, może sam pójdę w Twoje ślady :)
OdpowiedzUsuń