Lata ’50 to czasy, w których powstały jedne z najpiękniejszych samochodów w historii motoryzacji. Mercedes 300SL Gullwing czy Jaguar XK140 do tej pory zachwycają swoim wyglądem. BMW nie chciało być gorsze i dwa lata po wyżej wymienionych legendach pojawiło się BMW 507. W odróżnieniu od Jaga i Mercedesa roadster z Bawarii nie był napędzany rzędową szóstką, a V8 z krwi i kości. W 2000 roku postanowiono uczcić pamięć sportowca z przed lat. Powstało BMW Z8.
NA ZACHODZIE BEZ ZMIAN
Niemcy tworząc Z8 położyli bardzo duży nacisk na nawiązanie do modelu 507. Właściwie jeśli przyjrzeć się obydwu samochodom można odnieść wrażenie, że nie tyle wzorowano się na 507, co skopiowano go i dodano trochę nowoczesnych gadżetów. Na dobrą sprawę zmian jest niewiele. Zarys przodu widziany z góry jest niemal identyczny, grill ma właściwie dokładnie taki sam kształt, bardzo charakterystyczne, chromowane skrzela znajdujące się za przednimi kołami również są niesamowicie podobne. Naturalnie samochody nie są w 100% takie same, ale porównując ze sobą te dwie maszyny do głowy przychodzi myśl, że gdyby Albrecht Graf von Schlitz projektował BMW 507 na początku XXI wieku, jego samochód wyglądałby właśnie tak.
DEZORIENTACJA
Mercedes pragnąc uczcić pamięć legendy jaką był 300SL Gullwing zbudował potężnego SLSa, który w testach wygrywa często z takimi mocarzami jak Lamborghini LP 570-4 Superleggera, czy Ferrari 458 Italia. BMW natomiast zamiast skonstruować supersamochód stworzyło niedużego, dwumiejscowego roadstera. Można by w takim razie przypuszczać, że napędza go zapewne jakieś 3.2l V6? Otóż nie – nie wiedzieć czemu, ale inżynierowie z Bawarii postanowili pod maską umieścić jednostkę zdolną poruszyć lokomotywę. Co w niedużym kabriolecie robi prawie pięciolitrowe V8 (dokładnie 4941cm3) z modelu M5? Odpoczywa – bo co innego w tak niedużym samochodzie może robić widlasta ósemka o mocy 400KM i maksymalnym momencie obrotowym 500Nm? Ferrari F430 czy 360 Modena dysponują mniejszymi silnikami, a to rasowe supersamochody.
Tak więc BMW stworzyło roadstera napędzanego elektrownią atomową – brzmi ekscytująco nierozsądnie. Jednak ten zabieg ma pewien skutek uboczny – przeciętne prowadzenie, za które często krytykowane jest Z8.
STRZAŁ WE WŁASNĄ STOPĘ
Alpina - chyba najbardziej znany tuner BMW w 2003 roku wziął na warsztat model Z8. Można by oczekiwać, że prowadzenie ulegnie poprawie. Może również osiągi? Niestety inżynierom Alpiny coś się pomyliło i zredukowali pojemność silnika, zmniejszyli również moc. Opony typu run-flat zastąpiono zwykłymi, 6-biegową ręczną skrzynię biegów wymieniono na 5-biegowy automat, a zawieszenie zmiękczono. Jedyne co uległo zwiększeniu to moment obrotowy i prędkość maksymalna, jednak były to nieznaczne różnice. Zamiast poprawić Z8, ugrzeczniono je i skierowano go stricte w segment zwykłych roadsterów.
Mam wrażenie, że za produkcją Z8 kryje się jakiś spisek. Grupa Złych Ludzi postanowiła zrobić wszystko, żeby ten roadster się nie udał. Jest to naprawdę rzadkie auto, więc trudno je spotkać, ale kiedy już stanie się na wprost tego BMW – zapiera dech w piersiach. Bez zastanowienia mogę powiedzieć, że jest to najładniejszy model producenta z Bawarii jaki wyjechał na drogi publiczne. Piękna, muskularna sylwetka, świetnie zaprojektowany przód, wąskie tylne neonowe światła, silne powiązanie z klasycznym BMW 507 – całość jaką tworzą ze sobą te elementy jest naprawdę fantastyczna. Cały czas jednak nie mogę dojść dlaczego w Z8 najpierw zamontowano pod maską za duży silnik, a potem dodatkowo zamiast zrobić użytek z tej mocy i poprawić osiągi, jeszcze bardziej ściągnięto na ziemię samochód, który miał potencjał wspiąć się wysoko do panteonu sław motoryzacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz